29 grudnia

Październikowo-listopadowe nagrody konkursowe

Październikowo-listopadowe nagrody konkursowe
Ostatnio mam szczęście do konkursów. W październiku i listopadzie wygrałam ich w sumie 5!


Przyjaciel Pies (konkurs na recenzję) - kula smakula firmy Trixie 
Świetna zabawka, ale... w przypadku Mango nie do końca się sprawdziła. Rudzielec uznał turlanie piłki za czynność okropnie nudną i frustrującą (Kurczę, czemuż te przysmaki nie wylatują? Mamo, zrób coś! Ja chcę smaczka! Już! Teraz! W tej chwili!). Także na długie godziny zabawy raczej bym nie liczyła. Chociaż... pyszne żarełko potrafi zdziałać cuda. ;)


PS Staram się bardziej przekonać Mango do kuli - 3majcie kciuki!


Dog&Sport (konkurs foto) - Pokusa Premium Plus dla dorosłych psów ras małych
Jesteśmy pewni, że żaden zwierzak nie oprze się Pokusie - głosi napis na opakowaniu. Rzeczywiście, nie natknęłam się jeszcze w internecie na psa, któremu Pokusa nie przypadłaby do gustu. Miałam ogromną nadzieję, że i Mango oszaleje na jej punkcie. Bardzo się zawiodłam. Nie polubił jej. Znaczy... hm, to skomplikowane. xD Mango ocenia Pokusę następująco: Mmm, całkiem niezły ten proszeczek! Ale cóż to? Z wodą - nie! Z maślanką - ble! Z jogurtem - to nie to samo! Z karmą mokrą czy suchą - chyba sobie, pańcia, żartujesz! Mam to jeść? 
Podsumowując: Mangusiowi Pokusa sama w sobie nawet smakuje (ale do jej fanów nie należy), natomiast po dodaniu do niej czegokolwiek - no, ble, ble, ble, ohyda! 
Dziwny jest ten pies! Oczywiście nie mam do niego żadnych pretensji - sama jestem wybredna, więc doskonale whippusia rozumiem. ;)


Za to koty nie mogły oprzeć się Pokusie... ;)





EDIT: Eureka! Pokusa + olej to jest to! Takie połączenie nie zawsze się sprawdza, ale najczęściej... Mango wcina z apetytem!

Mój Pies i Kot (konkurs foto) - koszulka akcji Zerwijmy łańcuchy
Krótko mówiąc [pisząc]:
☺koszulka ładna, choć za duża;
☺akcję popieram w stu procentach;
☺do tego moje (zwycięskie) zdjęcie ukazało się w czasopiśmie MPiK!
Czego chcieć więcej?



Przyjaciel Pies (konkurs na imiona dla psów z okładki czasopisma) - lateksowa piszcząca piłeczka firmy Trixie oraz smakołyki Purina Friskies Picnic
Mango pokochał tę piłkę i te smakołyki od pierwszego, hm... wypróbowania. Trudno się dziwić - whippet jest miłośnikiem przysmaków i dobrej zabawy!
Dziękujemy za tak miłą niespodziankę!






Po prostu Zuzia (konkurs foto) - zabawka Comfy Mint Dental Stick, 2x 90 g karmy suchej Josera, saszetka Applaws i przysmaki dentystyczne 
Nagrody uszeregowane od najlepszej do najgorszej (wg Mango oczywiście):
1) przysmaki dentystyczne - Pychotka! Pańcia, daj jeszcze!;




2) zabawka Comfy (bezpieczny patyk) - bardzo fajna, nieźle sprawdza się w roli KONGa;







3) karma Josera - udało mi się w pewnym stopniu przekonać do niej rudego niejadka;




4) saszetka Applaws - Manguś zjadł troszkę (troszkę mało), co mnie niezmiernie zdziwiło; cóż, o gustach się nie dyskutuje. 





Dzięki wielkie! :) 










 


22 listopada

11 tygodni trudnych, ale... O dwóch stronach medalu

11 tygodni trudnych, ale... O dwóch stronach medalu
10 sierpnia Mango złamał sobie żuchwę.
Jak to się stało, pisałam na Facebooku.


Jakiś czas później okazało się, że Manguś uciekł do suczki z cieczką.


Tyle napisałam wam do tej pory... A teraz zdradzę parę szczegółów dotyczących owych 11 tygodni.



Na FP pisałam: (...) jeszcze przez 11 tygodni. (...) szwy, żarcie = papki, pomoc w jedzeniu i piciu. Nie do końca się to sprawdziło. Mango dostawał jedzenie przez rurkę tylko przez kilka pierwszych tygodni (wodę aż do zdjęcia szwów). Początkowo bał się straszliwie, na widok strzykawki z tzw. papką zaczynał trząść się jak galareta i chować się przed nami.
Z czasem przestał obawiać się tak bardzo o swój pyszczol, zaczął nawet przenosić w nim różne przedmioty. Jedzenie podawaliśmy mu prosto do paszczy.
Prawdziwym utrapieniem było codzienne czyszczenie drutów, na których zbierała się ślina, krew, ropa, oderwane kawałki ciała. Musiałam całkowicie przezwyciężyć wstręt do tej nieprzyjemnej roboty. Dla Mango wszystko!
Na czyszczeniu zużywały się setki wacików i patyczków. Sachole, Baikadenty i inne tego typu specyfiki również nie były tanie. Antybiotyki, strzykawki, no i dwie operacje - cóż, sporo na Mangusia wydaliśmy. ;) Ale jestem pewna, że whippet się odwdzięczy i to po stokroć - zresztą robi to cały czas. :)




Wszystko jest po coś, czyli dobre strony
Tak, tak, złamanie przez Mango szczęki miało też swoje dobre strony (choć oczywiście więcej było tych złych! :P).
☻Przez te 11 tygodni miałam sporo czasu na przemyślenie pewnych spraw;
☻zaczęłam bardziej doceniać to, co mam;
☻myślę też, że stałam się odpowiedzialniejsza;
☻zdobyłam nowe doświadczenie;
☻zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na podobne przypadki u innych.

Na szczęście szwy zostały już zdjęte, żuchwa ładnie się zrosła, a Mango czuje się świetnie i tryska energią. :)


09 września

Mango jako szczeniak - pierwsze dni w nowym domu

Mango jako szczeniak - pierwsze dni w nowym domu
To już rok razem! Jakże szybko ten czas leci. 25 września 2014 r. moje największe marzenie się spełniło i zaczęła się moja przygoda z małym rudym stworzonkiem, łobuziakiem jakich mało. Jesteście ciekawi, jak wyglądały pierwsze dni (a w gruncie rzeczy także tygodnie i miesiące) Mango w nowym domu?

W hodowli
Hodowla Agita FCI. To tutaj wszystko się zaczęło - 24 lipca przyszły na świat piękne szczenięta, tutaj też po raz pierwszy zobaczyłam whippety na żywo i poznałam Mangusia.
Tego pamiętnego dnia, a był to czwartek, wraz z mamą wpakowałyśmy się w samochód i ruszyłyśmy do hodowli w Gosprzydowej. Na miejscu powitało nas szczekanie. Pani Sabine, hodowczyni, zaprowadziła nas do ogródka przeznaczonego dla szczeniąt. Gdy weszłyśmy, whippusie rzuciły się na nas. Papisiów było 7, a więc całkiem spora gromadka. Od początku wypatrywałam wśród nich tego z błękitną wstążką - Nando. Uśmiechnęłam się na jego widok. Na zdjęciach wyglądał jakoś tak... inaczej. Zresztą wszystkie szczeniaki zrobiły na mnie ogromne wrażenie - chude, drobne i... przesłodkie. Wrodzona szczupłość tylko dodawała im uroku.
Przy radosnym powitaniu jeden ze szczeniaków roztargał mamie kokardkę baletki. Który? Oczywiście Nando, znaczy Mango. Powinnam była nazwać go Urwis. ;)
Gdy przeszłyśmy do kuchni, mama i hodowczyni zajęły się rozmową i uzupełnianiem formalności, a Mango chodził i węszył, praktycznie nie zwracając na mnie uwagi.
Poszłyśmy jeszcze zobaczyć mamę szczeniąt i przy okazji także inne psy z hodowli. Wszystkie zrobiły na mnie dobre wrażenie.

W drodze
Wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Z początku Mango był wyraźnie zaniepokojony, zdenerwowanie okazywał poprzez popiskiwanie. Szybko się jednak ogarnął, wyłożył na fotelach, kocu i przy okazji na mnie, po czym zapadł w niespokojny sen. Zanim jednak to uczynił, zwymiotował śliną (błe).
Podróż przebiegła w miarę spokojnie. Dojechaliśmy.

W domu
Wniosłam Mango do środka. Mama czym prędzej nasypała mu karmy. Piesek nawet jej nie tknął. Zamiast tego ruszył przed siebie i szybko znalazł sobie kryjówkę. Gdzie? W moim pokoju, pod łóżkiem.


(Prawie) cała rodzina zgromadziła się, by go zobaczyć. Jazda autem, nowe miejsce, obcy ludzie... Malec najadł się stresu i ani myślał wyjść z ukrycia. Gdy rodzina się rozeszła, próbowałam wywabić Mango spod łóżka. Ze 2 razy psiak wybiegł za piłeczką, zaraz jednak chował się ponownie. Mama przyrządziła mu ryż z mięsem i marchewką. Manguś nie mógł się oprzeć zapachowi i wylazł, by się pożywić.


Oczywiście po skończonej uczcie schował się na powrót. Zbliżała się noc, więc zanieśliśmy Mangusiowe legowisko pod łóżko.


Piecho natychmiast zasnął.
Pierwsza noc nie była wcale taka straszna. Mango spał spokojnie, zdarzało mu się popiskiwać, ale pod wpływem głaskania szybko się uspokajał.


Następnego dnia wcześnie wstaliśmy, ok. 5. Psiak się ośmielił i zaczął zwiedzać pokój. Zaglądał to tu, to tam. Bardzo spodobał mu się szarpak i zaczął go obgryzać.


Totalną furorę zrobił WĄŻ. ;)


Mango szybko się zadomowił i... zaczął rozrabiać. ;)

Mały uciekinier
Na przyjęcie pod swój dach nowego członka rodziny byliśmy gotowi, choć może nie w 100%. :P Mieliśmy zabawki, legowisko, miski, karmę, rękawicę do pielęgnacji, szczoteczkę i pastę do zębów... wszystko co niezbędne. Z jednym, a właściwie dwoma wyjątkami: obrożą i smyczą. W zoologu nie znalazłam nic godnego uwagi, a mama stwierdziła, że szczeniak i tak na początku będzie trzymał się blisko ludzi (od razu informuję, że mieszkamy na wsi), a spacerowe akcesoria zdąży się dokupić.
Rzeczywiście, trzymał się blisko nas przez pierwsze dni, ale w końcu stał się bardziej samodzielny. Szybko więc wyposażyliśmy się w smycz i obrożę (a wcześniej stworzyliśmy dla niego miniogródek; z czasem jednak zaczął przeskakiwać przez ogrodzenie). Ale jak wiadomo, whippet musi biegać, a szczeniak rozładować energię. Zabawa w domu to jedno, na dworze - drugie. A że my ogrodzenia nie mieliśmy (i nie mamy), spuszczałam Mango przed domem lub na pobliskiej polanie. Uciekał do sąsiadów albo na pola, by delektować się kupami (zjadał również kamienie i robale, poza tym tarzał się w czym popadnie i memłał zdechłe szczury... na szczęście już tego nie robi - za wyjątkiem tarzania). Teraz się sobie dziwię, że nie kupiłam linki treningowej. :P Poradziłam sobie i bez niej, jednak muszę przyznać, że z tym uciekaniem to był chyba nasz największy problem. Ale człowiek uczy się na błędach, a łobuz Mango wieeele mnie nauczył. Potrzebowaliśmy czasu, by stworzyć więź, za to teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.


Pierwszy spacer 
Nim Mango został zaszczepiony, odbywaliśmy spacery pod las.




Natomiast pierwszy spacer "do psów" whippusia, który miał wtedy ok. 4 miesięcy, poprzedzony został nieplanowanym spotkaniem z Maksem, yorkiem sąsiadów. Jesteście ciekawi szczegółów?
Spotkanie odbyło się w ogrodzie Maksia, pieski pobiegały sobie bez smyczy. Mango był straszliwie podekscytowany - w końcu Małpka (lubię przezywać tak Maksa) był pierwszym psem z jakim mój szczekacz miał do czynienia, odkąd opuścił hodowlę (no dobrze, wcześniej był jeszcze Ciapek, ale podczas "spotkania" trzymałam Manguska na rękach, więc piechy mogły się tylko sobie przypatrzeć i obwąchać z odległości).
Nie sposób było nie zauważyć, że dorosły yorkshire terrier i szczenię whippeta miały praktycznie tę samą wielkość! Manguś był chyba nawet ciut większy, ale nie jestem pewna. Teraz to Maks wygląda przy Mango jak szczeniaczek. ^_^
Po gonitwach z nowo poznanym kolegą, nadeszła pora na część właściwą, czyli spacer.
Mango był zestresowany, także przeszliśmy króciuteńki odcinek. Stresu dostarczały oczywiście psy - zwłaszcza szczekające za ogrodzeniami. Spotkaliśmy również parę wolno chodzących, z którymi Mangusio się przywitał (obwąchał). Przez cały spacer starałam się podtrzymać malca na duchu, radosnym, pewnym głosem zapewniając, że przecież nie ma się czego bać. Sprawiało to, że szczeniak szedł z nieco większym przekonaniem, ciągle jednak nieufny.
W końcu zawróciliśmy, ponieważ Mango ujrzał dwa wielkie psy biegające za ogrodzeniem i odmówił dalszej wędrówki. Zresztą ściemniało się.
Z czasem spacery się wydłużyły, a Manguś przestał drżeć na widok innych psów. Właściwie to już 2. i 3. spacer wyglądały o wiele lepiej. A więc HAPPY END! :)

Uwielbiam wspominać, ach!