02 marca

2019

2019
Nie da się ukryć, że nie po drodze mi ostatnio z prowadzeniem bloga, który od czasu ostatniego wpisu zdążył ponownie zarosnąć kurzem. Mimo to uznałam, że głupio byłoby wkroczyć w nowy rok, nie podsumowawszy minionego, tym bardziej, że działo się - oj, działo! - a o większości wydarzeń na blogu nie ma nawet wzmianki. Postanowiłam to zmienić.

Prywatnie 2019 był bardzo złym rokiem, przede wszystkim ze względu na moje nawracające stany poddepresyjne. Na szczęście to blog o tematyce psiej, więc mogę skupić się na miłych wspomnieniach, których w tej sferze mam całą masę.


W styczniu 2019 oficjalnie wkroczyłam w dorosłość, stając się osobą pełnoletnią. Nie jest to może informacja nawiązująca do tematyki bloga, ale dzięki niej mam pretekst, żeby pokazać Wam piękną kartkę osiemnastkową, którą dostałam od swojej klasy.


16 lutego wzięliśmy udział w I Zimowej Lidze Speed Dog Kraków. W temacie samych zawodów nie będę się rozpisywać, ponieważ zrobiłam to już, tworząc post im poświęcony, wspomnę jedynie, że Mango ukończył zmagania na drugim miejscu. 

W kwietniu pojawiliśmy się na coursingowych mistrzostwach Śląska w Koszęcinie, aby jeszcze trochę potrenować przed przystąpieniem do licencji. Pełen zaangażowania bieg Mango tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że parkour to zdecydowanie jego miejsce.


Przełom kwietnia i maja to czas fenomenalnej wycieczki z klasą do Włoch (jestem absolutnie oczarowana i na pewno jeszcze tam wrócę), a więc i rozłąki z whippetem. Kiedy wróciłam, nie miał mnie zbyt długo na wyłączność, bo w domu pojawił się ktoś nowy... Mowa oczywiście o Moro, suczce adoptowanej przeze mnie 4 maja (pisałam o niej we wcześniejszym poście). Kolejne miesiące upłynęły, rzecz jasna, na próbach poukładania sobie życia we trójkę, w międzyczasie jednak wydarzyło się coś bardzo dla mnie ważnego - Mango zaliczył próby licencyjne (i to w pięknym stylu) na torze w Bytomiu. Tym samym ziściło się moje ciche marzenie i rozpoczęła nowa życiowa przygoda - już wiem, że będę chciała brnąć w to dalej.


Oczywiście nie mogło nas zabraknąć na III edycji zawodów Speed Dog Kraków, które zorganizowano 22 czerwca w znanej nam już lokalizacji - Narodowym Centrum Rugby. Ze względu na rosnące zainteresowanie zawodami wśród właścicieli chartów organizatorzy utworzyli dla nich osobną kategorię. Mango jak zwykle nie zawiódł, zajmując 3 miejsce w stawce 13 chudełów, a także w klasyfikacji generalnej (77 psów) z czasem 3,16 s na dystansie około 40 m. Przede wszystkim jednak był bardzo grzeczny, pięknie się wyciszał i panował nad emocjami - jest progres! ❤️


W lipcu zabrałam oba pieski na sesję studyjną z Martyną Szulakiewicz. Od dawna planowałam coś takiego z Mango, a że niespodziewanie zamieszkała z nami Moro, to i ona załapała się na zdjęcia. Z efektów sesji jestem bardzo zadowolona - dzięki, Martyna! 
Lipiec to również miesiąc, w którym mój kochany whippecik obchodził swoje piąte urodziny. ❤️


W sierpniu wykonaliśmy Mango profilaktyczne badanie echokardiograficzne w krakowskiej Retinie, z którego wynika, że rudy może pochwalić się zdrowym serduchem i brakiem przeciwwskazań do uprawiania sportu. W związku z tym we wrześniu po raz pierwszy wystartował w wyścigach torowych. To był bardzo satysfakcjonujący debiut, choć wyniki tego nie obrazują.
Przed pierwszym biegiem Mango przekręcił się w boksie, w skutek czego wypadł z niego jako ostatni. Strata czasowa była bardzo duża i nie udało mu się jej nadrobić, ale walczył dzielnie. W drugim wyścigu również wystartował jakoś niepewnie (za to jak przyspieszył na ostatniej prostej, normalnie urodzony strateg). W końcu nadeszła pora na ostatni, finałowy bieg - i tu już było pięknie. Mango świetnie zaczął i świetnie skończył, przegrywając wyścig o trzy setne sekundy. Tak więc ostatecznie lokata 2/3 w finale B.
Cudownie było patrzeć, jak Mango poprawia się z biegu na bieg. Żałuję, że przygodę z wyścigami zaczęliśmy tak późno, bo widzę potencjał.
Ale to wszystko nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia. Bo najbardziej utkwiło mi w pamięci pełne napięcia i euforii spojrzenie Mango na chwilę przed startem, jego ciągłe próby zejścia schodkami na stadion, bo może to już nasza kolej, i przede wszystkim momenty, gdy po dopadnięciu wabika podbiegał do mnie, radośnie merdając ogonem. Dawno nic mnie tak nie rozczuliło. ❤️



W listopadzie udało nam się załapać na sesję z Izą Łysoń dla firmy Hauever. Pozowała głównie Moro. Młoda świetnie odnalazła się w roli modelki - popatrzcie tylko.


Choć na maksa spóźnione, cieszę się, że to podsumowanie powstało, bo mogłam na chwilę spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie wszystkie dobre momenty minionego roku. A jak spędziliście go Wy?