Zacznę nietypowo, bo chciałabym na chwilę wrócić myślami do roku 2016, którego niestety nie wspominam zbyt dobrze. Okej, mam mieszane uczucia - rok 2016 nie był jednoznacznie zły, co nie zmienia faktu, że gdybym tylko mogła, z dziką rozkoszą wymazałabym go z historii swojego życia. A 2015? Pasmo porażek, zmartwień, smutku i poczucia winy. Znajdą się również pozytywy, jednak jest ich niewiele.
Bloga prowadzę już od dwóch lat i sześciu miesięcy (by the way, dokładnie co do dnia - pierwszy post: 15.07.2015), ale nigdy nie pisałam rocznych podsumowań. Dlaczego? Chyba po prostu nie chciałam psuć sobie humoru, wspominając przykrości, które mnie spotkały.
2017 był inny. To pierwszy od dawna rok, o którym mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że naprawdę się udał. Przede wszystkim nastąpił przełom, jeśli chodzi o zachowanie Mango, jego stosunek do reszty świata, a także naszą współpracę.
Zdecydowanie najwięcej działo się w okresie letnim. W czerwcu umówiliśmy się na sesję z Grzegorzem Bukalskim - przezdolnym fotografem i wielkim miłośnikiem whippetów. Efekty w postaci pięknych i bardzo klimatycznych zdjęć mogliście podziwiać na naszym fanpejdżu.
Mango, choć w roli czworonożnego modela nie sprawdził się zbyt dobrze (szybko zaczął odmawiać współpracy), pozytywnie zaskoczył mnie swoim zachowaniem, ignorując spacerowiczów, nie ciągnąc na smyczy i nie szczekając. Mimo naprawdę ciężkich warunków - tłumy ludzi, upał, zupełnie obce miejsce - rudy pokazał się od najlepszej strony (pomijając pozowanie, ale to jestem w stanie mu wybaczyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności).
W lipcu ponownie zawitałam do Krakowa - tym razem bez Mango - z zamiarem wzięcia udziału w przebiegach treningowych obedience zorganizowanych przez Dominikę z bloga Pies do kwadratu. Uwielbiam posłuszeństwo sportowe i Gambita, a Dominika jest moim niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie blogowania, dodatkowo do Krakowa mam nie tak znowu daleko, zatem nie mogło zabraknąć mnie na tym wydarzeniu. Do domu wróciłam z uśmiechem na ustach i mnóstwem zdjęć - było warto!
W sierpniu z kolei pojawiliśmy się na seminarium dogfrisbee - naszym pierwszym! Na ten temat nie będę się za bardzo rozpisywać - relację znajdziecie tu. Ale w dużym skrócie: miła atmosfera, cenne wskazówki prowadzącej i ultragrzeczne zachowanie Mango (jedynie nad zostawaniem w klatce musimy jeszcze sporo popracować).
W ostatnim miesiącu wakacji zmontowałam także swój pierwszy filmik z rudą torpedką w roli głównej, a niedawno stuknęło mu tysiąc wyświetleń. Bardzo dziękuję! Kto jeszcze nie oglądał, niech koniecznie to nadrobi - zapraszam.
Rok 2017 obfitował w długie spacery - pokonaliśmy aż 1040 km. Jestem bardzo zadowolona z tego wyniku. Na miano najaktywniejszych miesięcy zasłużyły kwiecień (114 km), sierpień (113 km) oraz marzec (106 km). W ciągu minionego roku rozwinęliśmy się też frisbowo - progres jest ogromny. Dodatkowo w drugiej połowie grudnia na poważnie zainteresowałam się tematem posłuszeństwa sportowego. Przekopałam internet w poszukiwaniu pomocnych artykułów, relacji z zawodów oraz filmików. I... chyba przepadłam na dobre. Zawsze chciałam trenować obedience, ale do tej pory wmawiałam sobie, że to nie dla mnie. Teraz nie ma już odwrotu - muszę spróbować! Pewnie dopiero z kolejnym psem, ale i z Mango planuję ogarnąć podstawy.
Grudzień - skoro już przy nim jesteśmy - zapisał mi się w pamięci jako miesiąc owocny w sukcesy - drobne, ale znaczące. Święta spędziliśmy u babci. 24 grudnia przy wigilijnym stole zgromadziło się kilkanaście osób, z czego jednej rudzielec nie widział wcześniej na oczy. Miałam pewne obawy co do jego zachowania. Na szczęście, jak się okazało - bezpodstawne. Mango grzecznie przywitał się z gośćmi (podkreślam, grzecznie - prawie nie skakał), a wraz z rozpoczęciem wieczerzy zapadł w głęboki, spokojny sen. W pewnym momencie przybrał nawet jedną ze swoich dziwacznych (ale i uroczych) póz, czym rozbawił wszystkich zebranych. To niepojęte, jak bardzo dumny z psa może być właściciel, kiedy jego czworonóg... po prostu śpi. Podobna sytuacja miała miejsce 31 grudnia wieczorem - podczas gdy ze wszystkich stron dobiegały huki, Mango słodko drzemał, mając w nosie fajerwerki. Na kilka minut przed północą wyciągnęłam smakołyki i poprosiłam go o wykonanie paru prostych sztuczek - poradził sobie wyśmienicie.
Jak widzicie, w 2017 roku udało nam się osiągnąć naprawdę sporo. Przede wszystkim jednak nareszcie czuję, że jestem w stanie zaufać Mango w wielu sytuacjach, w których kiedyś nie byłoby o tym mowy. I świadomość ta zdecydowanie dodaje mi skrzydeł.
Prywatnie również był to dobry rok. Zawarłam wiele interesujących znajomości i wzięłam udział w dwóch niesamowitych wydarzeniach. Mowa o Targach Książki w Krakowie oraz obozie wakacyjnym na zamku Grodziec (Szkoła Zwiadowców, polecam gorąco). Dodatkowo uzyskałam tytuł Gminnego Mistrza Ortografii. Żeby nie było tak kolorowo, mocno zaniedbałam swoją drugą (koło kynologii) największą pasję - czytanie książek. Poza tym przeszłam przez kilka minidepresji. Do większości z nich przyczyniła się nauka - jestem świeżo upieczoną licealistką i ilość materiału z początku kompletnie mnie przerosła. Teraz jest już lepiej, jakoś daję radę, chociaż bywa naprawdę ciężko.
Mam nadzieję, że 2018 rok będzie dla nas równie łaskawy, co jego poprzednik...
Zdecydowanie najwięcej działo się w okresie letnim. W czerwcu umówiliśmy się na sesję z Grzegorzem Bukalskim - przezdolnym fotografem i wielkim miłośnikiem whippetów. Efekty w postaci pięknych i bardzo klimatycznych zdjęć mogliście podziwiać na naszym fanpejdżu.
Mango, choć w roli czworonożnego modela nie sprawdził się zbyt dobrze (szybko zaczął odmawiać współpracy), pozytywnie zaskoczył mnie swoim zachowaniem, ignorując spacerowiczów, nie ciągnąc na smyczy i nie szczekając. Mimo naprawdę ciężkich warunków - tłumy ludzi, upał, zupełnie obce miejsce - rudy pokazał się od najlepszej strony (pomijając pozowanie, ale to jestem w stanie mu wybaczyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności).
W lipcu ponownie zawitałam do Krakowa - tym razem bez Mango - z zamiarem wzięcia udziału w przebiegach treningowych obedience zorganizowanych przez Dominikę z bloga Pies do kwadratu. Uwielbiam posłuszeństwo sportowe i Gambita, a Dominika jest moim niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie blogowania, dodatkowo do Krakowa mam nie tak znowu daleko, zatem nie mogło zabraknąć mnie na tym wydarzeniu. Do domu wróciłam z uśmiechem na ustach i mnóstwem zdjęć - było warto!
W sierpniu z kolei pojawiliśmy się na seminarium dogfrisbee - naszym pierwszym! Na ten temat nie będę się za bardzo rozpisywać - relację znajdziecie tu. Ale w dużym skrócie: miła atmosfera, cenne wskazówki prowadzącej i ultragrzeczne zachowanie Mango (jedynie nad zostawaniem w klatce musimy jeszcze sporo popracować).
W ostatnim miesiącu wakacji zmontowałam także swój pierwszy filmik z rudą torpedką w roli głównej, a niedawno stuknęło mu tysiąc wyświetleń. Bardzo dziękuję! Kto jeszcze nie oglądał, niech koniecznie to nadrobi - zapraszam.
Rok 2017 obfitował w długie spacery - pokonaliśmy aż 1040 km. Jestem bardzo zadowolona z tego wyniku. Na miano najaktywniejszych miesięcy zasłużyły kwiecień (114 km), sierpień (113 km) oraz marzec (106 km). W ciągu minionego roku rozwinęliśmy się też frisbowo - progres jest ogromny. Dodatkowo w drugiej połowie grudnia na poważnie zainteresowałam się tematem posłuszeństwa sportowego. Przekopałam internet w poszukiwaniu pomocnych artykułów, relacji z zawodów oraz filmików. I... chyba przepadłam na dobre. Zawsze chciałam trenować obedience, ale do tej pory wmawiałam sobie, że to nie dla mnie. Teraz nie ma już odwrotu - muszę spróbować! Pewnie dopiero z kolejnym psem, ale i z Mango planuję ogarnąć podstawy.
Grudzień - skoro już przy nim jesteśmy - zapisał mi się w pamięci jako miesiąc owocny w sukcesy - drobne, ale znaczące. Święta spędziliśmy u babci. 24 grudnia przy wigilijnym stole zgromadziło się kilkanaście osób, z czego jednej rudzielec nie widział wcześniej na oczy. Miałam pewne obawy co do jego zachowania. Na szczęście, jak się okazało - bezpodstawne. Mango grzecznie przywitał się z gośćmi (podkreślam, grzecznie - prawie nie skakał), a wraz z rozpoczęciem wieczerzy zapadł w głęboki, spokojny sen. W pewnym momencie przybrał nawet jedną ze swoich dziwacznych (ale i uroczych) póz, czym rozbawił wszystkich zebranych. To niepojęte, jak bardzo dumny z psa może być właściciel, kiedy jego czworonóg... po prostu śpi. Podobna sytuacja miała miejsce 31 grudnia wieczorem - podczas gdy ze wszystkich stron dobiegały huki, Mango słodko drzemał, mając w nosie fajerwerki. Na kilka minut przed północą wyciągnęłam smakołyki i poprosiłam go o wykonanie paru prostych sztuczek - poradził sobie wyśmienicie.
Jak widzicie, w 2017 roku udało nam się osiągnąć naprawdę sporo. Przede wszystkim jednak nareszcie czuję, że jestem w stanie zaufać Mango w wielu sytuacjach, w których kiedyś nie byłoby o tym mowy. I świadomość ta zdecydowanie dodaje mi skrzydeł.
Prywatnie również był to dobry rok. Zawarłam wiele interesujących znajomości i wzięłam udział w dwóch niesamowitych wydarzeniach. Mowa o Targach Książki w Krakowie oraz obozie wakacyjnym na zamku Grodziec (Szkoła Zwiadowców, polecam gorąco). Dodatkowo uzyskałam tytuł Gminnego Mistrza Ortografii. Żeby nie było tak kolorowo, mocno zaniedbałam swoją drugą (koło kynologii) największą pasję - czytanie książek. Poza tym przeszłam przez kilka minidepresji. Do większości z nich przyczyniła się nauka - jestem świeżo upieczoną licealistką i ilość materiału z początku kompletnie mnie przerosła. Teraz jest już lepiej, jakoś daję radę, chociaż bywa naprawdę ciężko.
Mam nadzieję, że 2018 rok będzie dla nas równie łaskawy, co jego poprzednik...
Och ile razy wybrałam się na zdjęcia z psem, a ten był w totalnie innym świecie. Na co dzień jest świetnym modelem, ale zdarzają się sytuacje gdy nie można do niego dotrzeć :P.
OdpowiedzUsuńMi brakowało obedience w tym roku, trochę zrezygnowałam z treningów no i na żadne zawody się nie wybrałam. Może będzie coś ciekawego w okolicy..Poza tym trzeba by ten raz w życiu na treningowych wystartować :D.
Zgadzam się, liceum to duża zmiana. Właściwie to był jedyny czas kiedy faktycznie trzeba było usiąść do nauki częściej, bo studia to życie na patencie :D.
Życzę Ci, żeby ten rok był jeszcze lepszy, a najważniejsze żeby był czas na pasje bo to nas ciągnie do przodu.
Rok 2018 wg chińskiego horoskopu jest Rokiem Psa.
OdpowiedzUsuńMusi więc być dobry! ;)
pozdrawiamy
http://podopieczni.blogspot.com
My w planach głównie mamy socjalizację np. podczas spacerów po mieście, chcę wreszcie zawziąć się w sobie żeby regularnie prowadzić bloga oraz treningi z Rockym, a także mam nadzieję, że uda nam się wyjechać na jakieś seminarium. Na razie głównym celem jest dalsze ogarnianie psa i poskramianie owczarkowych emocji :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
Z życia owczarka
https://z-zycia-owczarka.blogspot.com/