Wakacje 2017 upłynęły nam pod znakiem sportów kynologicznych, przede wszystkim dogfrisbee. Poczyniliśmy spore postępy. Myślę, że udało mi się ostatecznie przekonać Mango do tej aktywności. Teraz, kiedy mam już radosnego, szalejącego na widok dysków pieseczka, mogę skupić się na bardziej technicznych aspektach dogfrisbee. Co prawda z motywacją wciąż różnie bywa, o czym miałam okazję przekonać się chociażby na seminarium, w którym ostatnio wzięliśmy udział (relację znajdziecie na dole wpisu), niemniej patrząc te dwa lata wstecz, widzę ogromny progres - i tego będę się trzymać.
Wraz z nadejściem jesieni, a później zimy robimy sobie przerwę z treningami frisbee, planuję za to więcej uwagi poświęcić obedience czy raczej wybranym elementom tejże dyscypliny - trochę sobie poćwiczymy, ale bez większych ambicji, na spokojnie, w domowym zaciszu. Długie jesienne i zimowe wieczory to idealny czas. Tym bardziej, że wraz z pojawieniem się większych mrozów nasze spacery najprawdopodobniej ulegną drastycznemu skróceniu, a stymulacja umysłowa jest świetną alternatywą dla dłuższych wędrówek.
A skoro już przy obi jesteśmy... 29 lipca pojawiłam się - w roli obserwatora, gdyby ktoś miał co do tego jakieś wątpliwości - na zorganizowanym przez Dominikę z bloga Pies do kwadratu wydarzeniu o wdzięcznej nazwie Oszustwo do kwadratu. Cóż to takiego? Ot, zawody treningowe obedience, tyle że - cytuję - bez sędziego, punktów, pucharków, dyplomów i zdjęć na fejsika.
Było świetnie. Dominika bardzo postarała się, jeśli chodzi o organizację, a psiaki pracowały z prawdziwym zaangażowaniem - i to mimo panującego upału. Za każdym razem, gdy mam okazję podziwiać zawodników obedience w akcji, wpadam w zachwyt. Nie inaczej było i tym razem. Fantastyczna inicjatywa, naprawdę!
Ring został zdominowany przez owczarki australijskie i belgijskie, choć nie zabrakło również przedstawicieli innych ras. Zresztą zobaczcie sami.
19
sierpnia mieliśmy przyjemność uczestniczyć w seminarium z Martą
Parcewicz. Było to pierwsze semi, w którym wzięliśmy czynny udział. Do
tego dochodzi fakt, że jestem osobą wyjątkowo podatną na stres, a Mango
do grzecznych, bezproblemowych, kochających cały świat piesków
zdecydowanie się nie zalicza. Nic więc dziwnego, że zbliżające się
wielkimi krokami seminarium spędzało mi sen z powiek. Tyle rzeczy mogło
się nie udać! Oczami wyobraźni widziałam non stop drącego japę,
niepotrafiącego ani przez chwilę usiedzieć w klatce i totalnie
olewającego mnie Mango. Niepotrzebnie panikowałam! Pierwszy - pozytywny,
rzecz jasna - szok przeżyłam, gdy okazało się, że rudy bez problemu
znosi towarzystwo tylu obcych psów. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak
bardzo byłam z niego dumna. Nasza praca wreszcie przyniosła upragnione efekty.
Stosunkowo spokojne i grzeczne zachowanie Mango otwiera przed nami
mnóstwo zupełnie nowych, wspaniałych możliwości. Oby tylko się
utrzymało!
Żeby
nie było tak kolorowo, rudzielec wszystkimi czterema łapami zapierał
się przed wejściem do klatki. Przyznam, że została przez nas zakupiona
zaledwie parę tygodni temu, niemniej Mango zdążył ją polubić - od
początku intensywnie trenowaliśmy klatkowanie, bo zależało mi, żeby
whippet w trakcie seminarium czuł się możliwie najbardziej komfortowo.
Niestety rudy postanowił pokrzyżować mi plany. W ruch poszły naturalne
gryzaki, Mango jednak wciąż nie czuł się przekonany, ostatecznie więc po
prostu wepchnęłam go do klatki. Na szczęście whippet nie buntował się
dłużej. Wręcz przeciwnie - od razu położył się i... zasnął. Byłam w
siódmym niebie. Chciałam tylko, żeby trochę się rozluźnił, a tu proszę -
śpi. W obcym miejscu pełnym psów! Niestety wszystko, co dobre, kiedyś
się kończy. Rozpoczęły się zajęcia rzutowe, a wraz z nimi dziki lament
pozostawionego w klatce Mango. Rudy koncertował przez całe dwie godziny.
Masakra. Miałam ochotę go ukatrupić. Co gorsza po tym wydarzeniu Mango
na resztę seminarium najwyraźniej zraził się do klatki i nie był w
stanie spokojnie w niej odpoczywać. Bałam się, że całkowicie stracił do
niej zaufanie. Na szczęście po powrocie do domu whippet prawie od razu
wlazł do środka i zasnął. To był dla niego ciężki dzień... Ale wracając
do semi: do wykorzystania mieliśmy dwie sesje. Poświęciliśmy je na pracę
nad podstawami: motywacją oraz aportem, w szczególności skupiwszy się
na wymianie zabawek. Próbowaliśmy też trochę pofrisbować, ale Mango dość
szybko stracił zainteresowanie dyskami. Normalnie rzadko mu się to
zdarza, ale w tym przypadku rozproszenia zrobiły swoje. Cieszę się, że
przynajmniej szarpakami bawił się ładnie. Na uwagę zasługuje fakt, że
Marta ma doświadczenie w pracy z chudełami. Dostałam od niej kilka
cennych wskazówek, do których postaram się stosować.
Świetna
organizacja, miła atmosfera... Pogoda też dopisała. Będę dobrze
wspominać to seminarium. Jestem bardzo zadowolona z Mango - no, może nie
licząc tego nieszczęsnego klatkowania.
Wspaniałe zwieńczenie wakacji!
A Wy - jak spędziliście ostatnie dwa miesiące? Aktywnie, a może leniwie? Podzielcie się wrażeniami!
A Wy - jak spędziliście ostatnie dwa miesiące? Aktywnie, a może leniwie? Podzielcie się wrażeniami!
My spędziliśmy wakacje w połowie leniwie i w połowie aktywnie. Uczestniczyliśmy w super obozie agility z Iwoną Gołąb, a później mieliśmy debiut na zawodach treningowych w Tychach :D Te wakacje muszę zaliczyć do tych lepszych w moim życiu, to na pewno :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
psy-z-potencjalem.blogspot.com
Fajne mieliście wakacje :). U nas nudy, praktyki, praktyki i nic więcej. Liczę na wrzesień bo jako studentka jeszcze cieszę się wolnością :D.
OdpowiedzUsuń