30 czerwca

Speed Dog Kraków - II edycja

Speed Dog Kraków - II edycja
Po trzech tygodniach wypadałoby wreszcie zrelacjonować fantastyczne wydarzenie, w którym wraz z Mango mieliśmy przyjemność wziąć udział. Mowa o naszych pierwszych wspólnych zawodach - Speed Dog Kraków 2018.

Może na początek trochę więcej o samej imprezie.
Speed Dog Kraków to amatorskie zawody sportowe organizowane przez psiarzy dla psiarzy. W tym roku czworonożni zawodnicy rywalizowali ze sobą w następujących konkurencjach:
- skok w dal;
- bieg na bieżni manualnej;
- bieg na czas do właściciela na dystansie 50 m.
Mango próbował swoich sił tylko w tej ostatniej konkurencji.

Gdy zapisywałam nas na zawody, w głowie roiło mi się od czarnych scenariuszy: że Mango wyrwie do innego psa zamiast do mnie, zawęszy się na starcie albo zawróci w połowie drogi. Kiedy podzieliłam się swoimi obawami z mamą, w odpowiedzi usłyszałam, że to byłoby do niego totalnie niepodobne. Wiedziałam, że ma rację, ale wcale mnie to nie uspokajało. Zresztą nie chodziło tylko o start. Na imprezie mieliśmy spędzić cały dzień, a ja nie wiedziałam, jak Mango zachowa się w obecności tylu obcych zwierząt. Owszem, brał już udział w kursie podstawowego posłuszeństwa, dniu otwartym, seminarium - ale nigdy w tak wielkim psiarskim evencie! Speed Dog miał być testem sprawdzającym, czy rudzielec poradzi sobie w warunkach zawodów. A testy mają to do siebie, że bywają naprawdę stresujące. Oczywiście starałam się nie denerwować i muszę przyznać, że nawet mi się to udawało... do momentu, gdy na dzień przed zawodami usilnie tłumione przez tyle czasu emocje skumulowały się w moim organizmie, doprowadzając do bólu brzucha. Mając na uwadze nasze przyszłe starty, koniecznie będę musiała nad tym popracować, bo wychodzi na to, że mimo szczerych chęci wciąż nie jestem w stanie zapanować nad stresem.

Na miejsce (dla ciekawskich: zawody odbywały się na terenie kempingu Krakowianka) dotarliśmy punktualnie. Dałam Mango chwilę na odetchnięcie, rozprostowanie łap po podróży, przespacerowanie się i załatwienie swoich potrzeb, po czym ruszyliśmy dopełnić niezbędnych formalności (odprawa weterynaryjna i rejestracja).
Stojąc z Mango w kolejce do biura zawodów, miałam ochotę skakać z radości. Whippet świetnie odnalazł się w nowej sytuacji, pięknie olewając (ewentualnie uprzejmie obwąchując) kręcące się w pobliżu oraz czekające przed nim i za nim w kolejce psy. Na pochwały reagował wyjątkowo żywo - merdaniem ogona i podskokami ku mojej twarzy.
W biurze zarejestrowaliśmy się, odebrałam pakiet startowy i numerek. Okazało się, że startujemy jako 68. W oczekiwaniu na swoją kolej przespacerowaliśmy się po sąsiadującym z kempingiem parku, zahaczyliśmy też o samochód, o mały włos się przy tym nie spóźniając.
Kiedy z szarpakiem w ręku odbiegałam od przytrzymywanego przez moją mamę Mango, już wiedziałam, że pójdzie nam co najmniej dobrze. Udało mi się bez problemu nakręcić go na zabawkę - wystarczyło, że wyjęłam ją z nerki, a dostrzegłam iskierkę w oku rudzielca. Nie pomyliłam się - Mango przebiegł cały dystans bez chwili zawahania.

Fot. Monika Dybowska

Uzyskany przez whippeta czas (4,25 s), choć słaby jak na jego możliwości, pozwolił mu uplasować się na trzeciej pozycji w rankingu w kategorii medium. Jednak o ostatecznym wyniku miała przesądzić druga runda (pod uwagę brany był lepszy czas każdego z psów).
Po biegu zabrałam Mango na krótki spacer po parku, później chwilę posiedzieliśmy w samochodzie. W tym czasie końca dobiegła pierwsza tura naszej konkurencji i rozpoczęły się biegi na bieżni manualnej. Ze względu na lejący się z nieba żar, który mocno dawał się we znaki zarówno ludziom, jak i psom, sporo osób opuściło kemping, rezygnując z dalszego udziału w zawodach. My wytrwaliśmy, bo cicho liczyliśmy na podium, ale naprawdę nie było łatwo.

Fot. Monika Dybowska

Wreszcie czekał nas drugi bieg. Na szczęście motywacja rudego nie spadła i udało mu się poprawić swój czas - jako pierwszy pies tego dnia przełamał barierę czterech sekund!


Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu startów pozostałych zawodników (biegi, później skok w dal) i spacerowaniu. Niestety zmęczonemu (głównie upałem) Mango w końcu puściły nerwy i z każdą godziną coraz gwałtowniej reagował na inne psy (dzień bez darcia japy to dzień stracony, wiadomo...).

Po 10 godzinach spędzonych na zawodach (swoją drogą, to całkiem zabawne: siedzieliśmy tam tyle czasu tylko po to, by Mango mógł pobiec dwa razy po 4 sekundy) byliśmy porządnie zmordowani. Jednak opłaciło się wytrwale czekać na ogłoszenie wyników. Okazało się, że rudy nieźle dał czadu, na swoich pierwszych w życiu zawodach zgarniając dwa drugie miejsca (w kategorii medium i klasyfikacji generalnej) z czasem 3,93 s. Dodatkowo wypadł najlepiej spośród wszystkich obecnych na zawodach whippetów (a było ich kilka) - i to nawet, gdyby pominąć drugą rundę, której nie doczekały, uciekając ze swoimi właścicielkami przed palącym słońcem. Chyba nie muszę wspominać, jak bardzo jestem dumna, prawda?


Oczywiście stojąc na podium, Mango musiał nakrzyczeć na konkurentkę z pierwszego miejsca... Zazdrośnik skubany.

Fot. Monika Dybowska

W trakcie zawodów Speed Dog Kraków Mango dobitnie dał mi do zrozumienia, że powinnam bardziej w niego wierzyć. Teraz powoli będziemy się rozkręcać - w planach są kolejne zawody, treningi... Szczegółów nie zdradzam, żeby nie zapeszyć, aczkolwiek podejrzewam, że na fanpejdżu prędzej czy później uchylę rąbka tajemnicy. Bierzemy się za dwie nowe dyscypliny. Poza tym celujemy w kolejne edycje Speed Dog Kraków (po ostatniej pozostał mi lekki niedosyt - wiem, że Mango mimo wszystko nie dał z siebie stu procent, w dodatku po przeanalizowaniu naszych startów zauważyłam kilka popełnionych przeze mnie i moją mamę błędów, które z pewnością w jakimś stopniu wpłynęły na uzyskany przez whippeta czas - jednak debiut to debiut), może Top Speed Dog, marzy mi się też SpeedWay... Będzie się działo, mam nadzieję. Co prawda zachowanie Mango wciąż pozostawia trochę do życzenia, ale teraz nie jest to już problem na tyle duży, by mógł przekreślać jego karierę sportową. Wciąż pracujemy nad kontrolowaniem emocji i umiejętnością wyciszania się w trudnych warunkach, ale jestem dobrej myśli.

Wracając do Speed Dog Kraków, bo trochę zboczyłam z tematu... Z pewnością będę pozytywnie wspominać te zawody. Rudy pokazał klasę i mam nadzieję, że nie zamierza zwalniać tempa - dosłownie i w przenośni.





20 czerwca

Francodex: szampon neutralizujący zapachy - recenzja

Francodex: szampon neutralizujący zapachy - recenzja

Zauważyłam, że whippecia sierść z łatwością przesiąka zapachami z otoczenia: tymi przyjemnymi i... mniej. W praktyce oznacza to, że kiedy Mango się wytarza (co niestety zdarza mu się regularnie - szczególnie upodobał sobie padlinę), woń naturalnych psich perfum trzyma się go wyjątkowo długo i bardzo często nie jestem w stanie całkowicie wyeliminować jej nawet porządną kąpielą. Dlatego decydując się na test szamponu marki Francodex, ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, o który produkt poprosić. Szampon neutralizujący zapachy zdawał się idealnie wpasowywać w moje - jako właścicielki psa, który nie przepuści żadnej okazji, by się wytarzać - wymagania. Co go wyróżnia? Przede wszystkim zawartość kompleksu składników skutecznie eliminujących nieprzyjemne zapachy. Producent jako przykład podaje woń mokrej sierści, która mi akurat nigdy nie przeszkadzała, ale może są na sali osoby za takową nieprzepadające - dlatego nadmieniam. Warto dodać, że szampon nie zawiera sztucznych substancji maskujących nieprzyjemny zapach - nie na tym polega mechanizm jego działania. Wśród zalet produktu wymienić należy również neutralne pH, które nie podrażnia wrażliwej skóry i zapewnia jej naturalny poziom nawilżenia, a także obecność w składzie ceramidów i niezbędnych kwasów tłuszczowych.


Ponieważ Mango kąpany jest bardzo rzadko - tylko, gdy rzeczywiście zajdzie taka potrzeba - szamponu od lutego użyłam dopiero dwa razy. Jednak przypadki, które mnie do tego skłoniły, były na tyle ekstremalne, że myślę, iż mogę ocenić skuteczność produktu, zachowując przy tym wiarygodność.

Tester jak się patrzy...
Za pierwszym razem whippet postanowił urządzić sobie kąpiel błotną. Ze spaceru wrócił umorusany od stóp (tfu, łap) do głów. Dzięki zastosowaniu szamponu Francodex udało mi się szybko doprowadzić go do stanu sprzed wyjścia z domu - cały brud pięknie zszedł.
Drugi przypadek był wbrew pozorom cięższy, bowiem Mango wytarzał się - i to dość konkretnie. Oczywiście nie mogłam tego tak zostawić - pies wylądował w wannie. Szampon nie zaprzepaścił pokładanych w nim nadziei. Udało mi się w całości pozbyć nieprzyjemnego zapachu, którym przesiąknęła sierść Mango. Jakby tego było mało, futro zyskało wyjątkową miękkość.

Szampon jest dość rzadki, ale dobrze się pieni. Posiada bardzo delikatny zapach. Nie wywołuje żadnych reakcji skórnych. Zdecydowanie nie mogę też narzekać na brak skuteczności. Na ten moment to chyba mój numer jeden przy psie ubóstwiającym tarzanie się.


Recenzja powstała we współpracy z marką Francodex.